Kenny McCormick Kenny McCormick
3954
BLOG

AIDS, szczepienia i inne bzdury

Kenny McCormick Kenny McCormick Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

"Nasz program dezinformacji będzie można uznać za zakończony wówczas,
gdy wszystko w co wierzy amerykańskie społeczeństwo będzie nieprawdą."
- William Casey, Szef CIA (na pierwszym posiedzeniu zarządu w 1981)

"Obserwowanie jak ludzie wokół nas są nieświadomi tego co się im przytrafia,
daje nam wyjątkową, ukrytą przyjemność"
- Adolph Hitler

Kłamstwa można stosunkowo łatwo odróżnić od prawdy jeśli przeanalizuje sie odpowiednią ilość informacji (koniecznie pochodzących z różnych źródeł) i zastosuje wobec nich zasady logiki. Większość z nas posługuje się tak zwanym zdrowym rozsądkiem, charakteryzującym się przede wszystkim przypisaniem wszystkim członkom społeczeństwa ludzkiego, przyzwoitego rozumowania. Polskie znaczenie tych słów (zdrowy rozsądek) jest moim zdaniem tendencyjne i wprowadzające w błąd. Sugeruje bowiem, że ludzie nie posługujący się nim są w pewien sposób chorzy. Brzmienie angielskie (common sense) jest zdecydowanie bardziej precyzyjne. Zwrot ten można przetłumaczyć jako "powszechne odczuwanie". W języku polskim mamy zwrot "w powszechnym odczuciu", które oddaje rzeczywisty sens tego zwrotu - zakłada pewne "powszechne odczuwanie". A to już daje pewien margines na odczuwania niepowszechne, zarówno takie które cechuje psychopatów, jak i takie które zakłada istnienie takiego psychopatycznego odczuwania. Pomimo, że od pewnego czasu psychopatia stała się moim "konikiem", wciąż nie potrafię się pozbyć podświadomych nawyków "zdroworozsądkowych", przykładowo - otrzymałem dane na temat pewnego konkursu wśród pracowników, szybkim algorytmem znalazłem zwycięzców, zadowolony z uzyskanego efektu przedstawiłem wynik przełożonemu, a on mi na to - "Sprawdź ich. Pewnie oszukiwali". Oczywiście miał rację, oszukiwali i to głupio. Nie dość, że pierwsze dwa miejsca zajęły osoby pracujące razem, to jeszcze podpisały w pewien sposób swoje oszustwo, przez co nawet nie musiałem wgłębiać się w szczegóły. Czyli to przełożony miał zdrowy rozsądek, a ja jedynie "common sense". 

Ale zastanówmy się nad konsekwencjami logicznymi - jeśli w takim durnym konkursie, w którym wartość nagrody nie przekraczała ceny nowego dobrego telefonu komórkowego, a przełożony bez analizowania danych założył (słusznie), że zwycięzcy oszukiwali, to co z wygranymi, które mają nieporównanie większą wartość? Na przykład fotel prezydencki, miejsce w sejmie, senacie (ostatnio dzięki nazistowskiej nowelizacji ustawy o tzw. "zapobieganiu chorobom zakaźnym" - która tak naprawdę ma na celu uprawomocnienie nazistowskich metod eksperymentowania na ludzkości metodami które bez wątpienia są niezwykle szkodliwe dla zdrowia, co można udowodnić poprzez analizę wyników ogromnej ilości badań - oglądałem parę dyskusji odbywających się w komisjach senackich/sejmowych - panie Piecha, panie Niesiołowski - czy wy nas macie za idiotów?). Zdecydowana większość ludzkości, włącznie ze mną robi ten podstawowy właśnie błąd - w pierwszym odruchu nie zakłada, że wygrywający oszukiwali. Z kolei ludzie którzy mają prawdziwie zdrowy rozsądek - jak mój przełożony - są niezwykle cennym "towarem" na "rynku zarządzających". Mój zwierzchnik nie szukał tej roboty w przeciwieństwie do mnie, został wytypowany i zwerbowany w zagranicznej firmie z centralą w Londynie.

Zdecydowana większość ludzkości nie wypracowała sobie takiego prawdziwie zdrowego rozsądku, a nawet rękami i nogami się przed nim broni. Wynika to moim zdaniem z nieumiejętności analizy danych - patrz moje wpisy na temat szczepionek, w których przeanalizowałem kilka faktów jednoznacznie wskazujących na brak zdrowotnego uzasadnienia szczepień, a także wskazujące na olbrzymie zagrożenia związane z ich stosowaniem. Popierają to wszelkie dane liczbowe, historia wprowadzania szczepień, jak również ocena skutków i porównania z chorobami przed którymi rzekomo mają chronić. Poniżej zamieszczę obszerne cytaty z blogu "mojej" lekarki - dzisiaj w temacie historii szczepień (np. na temat mitu Pasteura), a póki co chciałbym przeanalizować jedno zdanie, które niegdyś przeczytałem, a które było podsumowaniem pewnego badania statystycznego. Zdanie to brzmi:

40% kobiet u których zdiagnozowano raka piersi, w ciągu poprzedniego pół roku wykonała sobie mammografię, która nie wykryła u nich jakichkolwiek zmian.

Nie wiemy dokładnie jak była próba, wiemy jedynie, że dokonano ją na pewnej grupie osób u których zdiagnozowano raka piersi. Nie wiemy czy była to kompletna grupa osób na całym świecie, czy tylko grupa osób która zgłosiła się do jednej kliniki. Dlatego trzeba przeanalizować cały przedział możliwości. Analizę przedziału najlepiej zacząć od analizy skrajnych przypadków (i nie ma tu znaczenia, że skrajności są nierealne - wszystkie realne możliwości zawierają sie bowiem pomiędzy skrajnościami). Jedna skrajność, to taka, że na raka piersi zachorowało na świecie łącznie 5 pacjentek, z których 2 miały w poprzedzającym roku badanie mammograficzne. Liczymy szansę zachorowania, tzn. weźmy 1/10 populacji kobiet (co najmniej 4/5 żyje w krajach gdzie nie wykonuje się "profilaktycznych" badań mammograficznych, a połowa reszty jest na nie za młoda), dostajemy więc próbę 300 mln. osób, Czyli szansa zachorowania w ciągu losowej połowy roku (zakładam średnią długość życia kobiet na 80 lat) można w takim przypadku oszacować na (5przypadków*pół roku)/(300mln kobiet*40lat). Po skróceniu mamy wynik - 1/2 400 000 000. Jeśli więc dwie kobiety zachorowały w ciągu pół roku po badaniu mammograficznym, to mamy bardzo ścisły związek z wykonaniem badania mammograficznego, tzn. ponad 99,9999%. Następna skrajność, to że wszystkie kobiety zapadają na raka piersi, z czego 40% w ciągu pół roku przed zdiagnozowaniem raka poddało się badaniu. Tutaj liczenie jest znacznie prostsze. Jeśłi mianowicie kobieta po 40-tce przeciętnie bada się częściej niż raz na 15 miesięcy (6 msc/40%), wóczas nie za bardzo można cokolwiek ustalić, bo badania są zbyt powszechne i bez grupy kontrolnej nie za bardzo jest możliwość porównania czegokolwiek, o ile nie sięgniemy do danych historycznych, które mówią np. że przed okresem takiej powszechności zachorowalność była niższa. Jeśli przeciętna częstość jest niższa (a z pewnością jest), wówczas mamy bezpośredni związek (korelację) pomiędzy badaniem mammograficznym a wystąpieniem raka piersi. Już przy przeciętnym badaniu raz na 16 miesięcy, związek jest już bliski 100%. Czyli obydwie skrajności wskazują na związek prawie stuprocentowy. W związku z czym związek jest niemal 100%.

Teraz, wyposażony w taką wiedzę, czy mam mieć jakiekolwiek wątpliwości jeśli czytam takie opracowanie:

Pojawiają się wątpliwości, co do zasadności i wiarygodności mammogramów. Mamogram jest zdjęciem wykonanym przy użyciu promieni rentgenowskich. Z kolei według Amerykańskiego Stowarzyszenia Rakowego jedyną uznawaną przyczyną raka jest promieniowanie. Kiedy dochodzi do napromieniowania nie ma żadnej bezpiecznej dawki.

Mający stopnie naukowe z chemii i medycyny dr Jon od ponad 29 lat publikuje prace naukowe na temat zagrożeni ze strony słabego promieniowania. Jego hipoteza brzmi: "Promieniowanie medyczne jest bardzo istotną przyczyną (prawdopodobnie najważniejszą) śmiertelności z powodu raka w USA w dwudziestym wieku". Dr Gofman jest przekonany, że medyczne promieniowanie rentgenowskie jest główną przyczyną raka, z rakiem piersi włącznie, a także chorób serca w USA.

Dr Samuel Epstein ostrzega: "Jest jednoznacznie udowodnione, że pierś, szczególnie u kobiet przed menopauzą, jest bardzo wrażliwa na promieniowanie, z szacowanym ryzykiem [raka] wzrastającym o 1% wraz z każdym radem [radiation absorber dose – dawka wchłoniętego promieniowania] promieniowania rentgenowskiego". Zwiększa to o 20% ryzyko raka u kobiet, które w latach siedemdziesiątych miały, co roku 10 mammografi o przeciętnej dawce dwóch radów, a o ponad 40% u kobiet po czterdziestce, które robiły pierwsze mammogramy w latach sześćdziesiątych, niekiedy, co roku i niekiedy niekiedy dawką jednorazową 5 do 10 radów w starszych aparatach. Nawet niskie dawki w postaci jednego lub dwóch radów przy pojedynczym naświetlaniu szybko się sumują u kobiet robiących mammografię, co roku. Ostatnio udowodniono również, że 1%, czyli ponad milion kobiet w samych tylko Stanach Zjednoczonych, ma gen, który czterokrotnie zwiększa ryzyko zapadnięcia na raka piersi w wyniku napromieniowania.

Jak podała w swoim wystąpieniu otwierającym II Światową Konferencję w sprawie Raka Piersi w roku 1999 Sharon Batt, autorka Patient No More: Politics of Breast Cancer (Cierpliwość się wyczerpała – polityka wobec raka piersi): "Początki oszustwa mammograficznego sięgają wczesnych lat siedemdziesiątych. Wymyślili je dobrze zorientowani członkowie Amerykańskiego Stowarzyszenia Rakowego i ich znajomi z Narodowego Instytutu Raka. Liczba kobiet, które zostały narażone na ryzyko lub zmarły w wyniku tego niemoralnego systemu, nie jest znana, ale można oceniać ją na ogromną. W roku 1978 Irwin J.D. Bross, kierownik działu biostatystyki Instytutu Badań Raka Park Memoriał w Roswell, tak skomentował ten program: "Kobiety powinny być informowane o zagrożeniu wywoływanym przez promieniowanie, kiedy namawiano je do mammografii. Lekarze napalili się, aby stosować jej na dużą skalę. Poszli za ciosem i prześwietlili nie kilka lecz ćwierć miliona kobiet. Taki nagły przyrost wystawienia tak dużej liczby kobiet na coś, co mogło przynieść więcej szkody niż pożytku, był przestępstwem i był finansowany przez rząd oraz Amerykańskie Stowarzyszenie Rakowe".

Narodowy Instytut Raka został w roku 1974 ostrzeżony przez profesora Malcolma C. Pike'a ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Południowej Karoliny, że pewna ilość specjalistów doszła do wniosku, iż poddawanie kobiet poniżej 50 roku życia mammografii jako rutynowej kontroli jest wręcz nieetyczne. Powtarzam... już w roku 1974 odradzano rządowym ekspertom poddawania temu procederowi zdrowych kobiet.

W roku 1995 Lancet doniósł, że odkąd w roku 1983 wprowadzono badania mammograficzne, liczba przypadków raka przewodowego in situ (DCIS), który stanowi 12% wszystkich przypadków raka piersi, wzrosła o 328%, z czego 200% spowodowane jest stosowaniem mammografii. Ten przyrost dotyczy wszystkich kobiet. Od czasu rozpoczęcia szeroko zakrojonych badań mammograficznych u kobiet przed czterdziestką wzrost ten wyniósł ponad 3.000%!

Czy naprawdę muszę szukać źródeł, sprawdzać czy to nie jest wyssane z palca, skoro moja analiza pokrywa się z tezami tego opracowania? Zwłaszcza gdy mam świadomość, że podczas jednej mammografii kobieta przyjmuje dawke promieniowania równoważną 150-ciu "zwykłym" zdjęciom roentgenowskimi klatki piersiowej?

Chciałbym jednak zwróić uwagę na coś więcej: w analizie pojawia się wskazówka - coś czego przedtem nie wiedzieliśmy - nachalne promowanie badań mammograficznych, sugerujące, że każda kobieta po 40-tce powinna wykonywać takie badanie raz na rok, może mieć jeszcze inny cel poza finansowym - może chodzi o uniemożliwienie analizy danych wprost - tzn. jak zauważyliśmy, na podstawie analizowanego zdania niewiele da się wywnioskować, jeśli częstotliwość jest większa niż raz na rok i trzy miesiące. To podobnie jak ze szczepionkami. Próbuje się przekonać wszystkich do szczepień, baaa - zmusić, by zlikwidować grupę kontrolną. Bo jeśli mamy porównanie całej populacji dzieci Niemiec (patrz poprzednie notki o szczepieniach), z którego wynika, że dzieci zaszczepione 4 razy częściej są alergiczne, 20 razy częściej chorują na astmę, itd. to jedyną drogą uniknięcia takich porównań, jest zaszczepienie wszystkich. A korzyść (dla koncernów farmaceutycznych) jest podwójna, bo więcej chorób, to więcej sprzedanych leków.

Na Facebooku wspominałem o koledze, który zaszczepił cókę przeciwko pneumokokom, a niedawno się dowiaduję, że regularnie chodzi z nią do lekarza, bo córka zachorowała właśnie na pneumokoki i ma sporo różnych powikłań. Taki pech stwierdził. No tak, taki pech, że rodziców łatwo nastraszyć i oszukać. Którzy zdrowie dziecka zamienią za fałszywą iluzję bezpieczeństwa i poszukiwanie wygody. Jak to mówi bloggerka którą niebawem zacytuję - zdrowia nie da się kupić w pigułce. Pochwalił się przy okazji, ze tygodniowo wydaje w aptece tyle co ja przez cały rok. A mam osiem razy więcej pociech niż on. Czyli statystycznie w aptece na dziecko wydaje ponad 400 razy więcej, a biorąc pod uwagę, że kupuję tam głównie bandaże i plaster, bo syntetycznych leków zasadniczo nie potrzebuję, no to już trudno określić ile razy mniej wydaję na leki... Pewnie bywają lata, ze wydaję nieskończenie razy mniej :) Jedna szczepionka i taki wzrost wydatków! A biorąc pod uwagę, że leki też nierzadko powodują inne problemy wymagające leczenia... Taka samonakręcająca się spirala. Oczywiście najpierw trzeba nakręcić spiralę szczepieniami. Założycie się, że zarządy koncernów farmaceutycznych pracują na analizach w stylu "wprowadzenie szczepionki XXX w kolejnych latach podniosło sprzedaż preparatu Y o 350%"? Od 15 lat opracowuję różnorakie analizy dla różnych dyrekcji, więc trochę się orientuję jak to działa.

Ale wracając do niemożności zakupu zdrowia w pigułce, lub też fiolce:

Laik ma możliwość dojścia do prawdy o szczepieniach, ale jest tak bombardowany reklamą, że te informacje wydają mu się nieistotne. Nie dowie się więc też o nowych,dziwnych chorobach, które na pierwszy rzut oka nic wspólnego ze szczepieniami nie mają, wyłażą po latach nagle i zadziwiają człowieka…

Człowiek słyszy wprawdzie o autyzmie, nagłej śmierci noworodków, widzi rosnącą liczbę urodzonych inwalidów… powodów przeważnie nie zna. One zostają w ciemności, jak życzy sobie tego oficjalna “nauka”. Istnieją całe stosy krytycznej literatury odnośnie wakcynologii, ale o nich się w większości w mediach nie mówi.

Kto jest ZA szczepieniami oprócz przemysłu szczepionkowego? Sporo polityków?

Podobno szczepienia chronią nas przed różnymi “okropnymi”, wręcz przerażającymi chorobami….

Dlaczego Gandhi był wobec tego przeciwny szczepionkom? Czy nie zależało mu na swoim ludzie?

Nie sądzę, aby przy dzisiejszym stanie wiedzy wielu lekarzy poza studentami medycyny (a i to nie wszystkimi) oraz młodymi, świeżo namaszczonymi medykami (takoż nie wszystkimi) było przekonanych o skuteczności szczepień.

A co z normalnymi ludźmi,którzy chcą się szczepić? Propaganda zrobiła swoje. Lata straszenia chorobami i nakłanianie do wygodnictwa (weźmiesz pigułę i już) nie mogły nie wykształcić w masach odruchu, o który chodziło: ”szczepienie, łykanie to oczywista oczywistość” .

Ksiądz Kneipp mawiał: ludzie oczekują pomocy od szczepień ze  strachu i wygodnictwa.

Te słabości wykorzystuje cały czas przemysł f.

NIc to, że szczepi się na choroby,których już dawno nie ma i jedyną drogą wywołania ich są właśnie szczepienia, nic to, że szczepi się na choroby bardzo intensywnie rozpropagowane jako “szalenie niebezpieczne", ale jakoś bardzo rzadko występujące, jak np.właśnie wścieklizna,czy tężec, nic to, że w razie poszerzenia ludzkiej wiedzy można jakieś choróbsko w ostateczności wyhodować….

Tylko,uparcie powtórzę: czy szczepienia nas przed czymkolwiek chronią?

No i wścieka się szczepionkowe lobby,piana leci,bo narodowi świadomość rośnie…może więc szczepionkę na wściekliznę….?

Bo o niej właśnie dziś będzie mowa.

W poprzednim wpisie wspominałam o niejakich: E.Jenerze i Pastuerze- panach,na których “wynalazkach” opiera się dziś cały szczepieniowy obłęd-no,nie zapominajmy o Kochu.

Ale najpierw pan Jener-1798 preparuje pierwszą informację o 23 przypadkach doświadczeń,które miały potwierdzać jego teorię.14 z 23 osób miały być chore i NIE zaszczepione.Ta czternastka przeżyła zdrowo mimo kontaktów z innymi chorymi.Reszta szczepiona-przeżyły.Nie bardzo wiadomo jednak,na co owe osoby były chore  naprawdę poza czterema,o których relacja wystarcza w zasadzie do uznania wyników-ciągle jednak czterech osób.Jener przemilczał początkowo przypadek śmiertelny-pięciolatka Johna Bakera,zmarłego niedługo po szczepieniu.Później zaznaczył ten fakt (nie dało się go ukryć) w kolejnym dokumencie,jednak wciąż było to zaledwie zaznaczenie.Jener nie podawał w dokumentacji ani wieku osób,na których przeprowadzał doświadczenia,ani daty szczepienia-”Inquiry” 1798-kto zapisał w innych źródłach,ten miał zasługi dla potomności,niestety,nie były to zapisy wszystkich doświadczeń Jenera.

Można by więc rzec:dzisiejsza wakcynologia bazuje na czeterech przypadkach niechlujnego naukowca.

Ale nie bądźmy tak bezwzględni.Pogadajmy o jej dumie -Ludwiczku Pasteurze-znowu,bo raz to za mało.

Ludzka skłonność do wzbudzania strachu u słabszych i mniejszych (albo za mniejszych uważanych) jest niestety powszechna, przy czym wydaje się,że rośnie ona wprost proporcjonalnie do zajmowanego przez istotę mającą owe skłonności siedziska.

Od dawna ćwiczyli strach na ludziach kapłani i władcy,dziś dołączyły do nich grupy interesów,czyli właściwie jedno i to samo,tyle,że nieco rozmnożone….no,mocno “nieco”.

Wścieklizna wydaje mi się świetnym przykładem do zilustrowania manipulacji strachem i wstępem do kolejnych  opowieści o zagadkowych powodach “troski” o nasze życie a nie sposób jest tu pominąć wymienianego wcześniej Ludwika P. właśnie.

Nie jest niczym nowym,że jeżeli weźmiemy mózg jednej istoty,spreparujemy go i wprowadzimy jego część innej istocie-ona będzie miała problemy.

Dr Charles Dulles z University of Philadelphia,człek o wyjątkowo sztywnym kręgosłupie,co nie przysparza mu fanów,stwierdził,że Pasteur w ogóle nie miał do czynienia z wścieklizną a ….tężcem.

Sam Pasteur dostał piękną willę, gdzie mógł spokojnie prowadzić badania i pisać dzienniki….Gdyby je jeszcze właściwie przechowywał i tyle nie zmieniał….

“Privat Science of Louis Pasteur”-G.Geison-polecam,bo po lekturze dowiedzą się państwo,że nasz Ludwiczek namiętnie swe dokumenty pracy fałszował (nie był wyjątkiem), ba, zasłużył na miano “mistrza” w fałszowaniu onych. Nie osiągając najwyraźniej tego,co mu się marzyło i co marzyło się jego panom, zabrał się intensywniej do dzieła.

Hydrofobia,czyli wodostrach,wodowstręt znane są od średniowiecza.Towarzyszą jej skurcze w łykaniu. Psy przed śmiercią piją coraz mniej-przyczyna leży -posługując się medycyną szkolną-w zmianach w  pniu mózgu,konkretnie jego uszkodzeniach. Zobaczcie,skąd idą nerwy odpowiedzialne za kompleksowy proces łykania: nervus glossopharyngeus, (językowo-gardłowy),nervus vagus (błędny) i n.accsesorius (dodatkowy), inaczej IX,X i XI nerw mózgowy a sprawa zrobi się na pewno jaśniejsza. Przyczyny takich uszkodzeń mogą być różne, między innymi-w przypadku starości-naturalna degeneracja mózgu, krwawienia poszokowe, tumory, pasożyty, zapalenia mózgu i in.

W każdym razie towarzyszą trudności z przełykaniem i wodowstręt wielu innym symptomom zaburzeń mózgowych.

CZYLI: NIE są typowe dla wścieklizny!

Mało tego-objawiają się też niestety najczęściej w ostatnich stadiach choroby,więc i kończą się ze zgonem.

Czy nie dlatego wściekliznę uznano za śmiertelną i nieuleczalną?

Wzmożone wydzielanie śliny a i piany jest ważne dla nawilżenia pokarmu w celu przełknięcia go.Spójrzcie na boksera (rasę psa a nie faceta) przed michą jadła:sama ślina!

Czy to oznacza,że jest wściekły?!

Pastuer przywiązywał psa do stołu,wciskał w biedny pysk rurę,by pozyskać ślinę.Ludzie potaknęli:no jasne,wirus musi być w ślinie.Ale,ale…. Skąd u licha wirus w ślinie psa?!Skąd ta debilna spekulacja?

Co rozumiał szurnięty badacz pod słowem “wirus”?Dzisiaj nawet laik może sprawdzić pod mikroskopem, że Koch i Pasteur NIE MIELI RACJI! Mikroskopem nie da się zdiagnozować wścieklizny. Tzw. zapalne infiltraty w pniu mózgu znajdują się przy licznych formach Encephalitis (zapaleniu mózgu) i nie mogą być ustalone w ten sposób. NAWET nowoczesną technologią,jak PCR i in.testy immunologiczne.

Diagnozę na wściekliznę można postawić….post mortem.(po przywitaniu z aniołkami),bo za życia stawia się ją według pytania: czy byłeś pogryziony przez wściekłego (lub w ogóle jakiegoś) psa i czy masz zapalenie mózgu -przy czym to ostatnie nie ma już znaczenia,bo na ratunek raczej wtedy za późno-czy było,ustala się PO w laboratorium a i to ciekawym testem,niewiele mówiącym o rodzaju czy zakresie choroby.

JAKIM CUDEM więc szczepi się na coś,co nie może być zdiagnozowane bez pewności,że JEST?

Pasteur jednak był ambitny a polityka naciskała,bo Niemcy mogli być szybsi. Pamiętacie przypadek tego dziewięciolatka,którego opisał jako swój sukces? Jeżeli stwierdziliście wtedy ”a jednak!Pomógł chłopcu i ten przeżył”, no to sobie usiądźcie, bo chwieje się Wasz jedyny filar wiary w moc Pastuera. Chłopak został mu przywieziony przynajmniej 48 godzin PO ugryzieniu.Pasteur wahał się co do zastosowania swej metody,konsultował się z lekarzami w Paryżu…Nie miał maila ani nawet telefonu więc…trwało. Po konsultacjach zastosował tzw.szczepienie aktywne (tzw.activ immunization-mówiąc językiem najprostszym-przygotowuje na przyszłe zmiany w organizmie), bo o imunoglobulinach jeszcze nie wiedział-bo i skąd-czyli tzw.pasywnego szczepienia nie znał również. Szczepienie pasywne powinno wywoływać reakcję od razu.

Pogryziony w 14 miejscach chłopiec powinien być (wg współczesnej wiedzy) zaszczepiony (szczepienie pasywne) najpóźniej w 24 h.po infekcji.Pytanie brzmi:co naprawdę podał mu Ludwik,ale chyba się już tego nie dowiemy.Dowiemy się za to z listów jego żony do córki,jak dobrym był specjalistą:

“…..Ojciec przyniósł nowiny z laboratorium.Niedawno trepanowany i szczepiony pies zmarł aż po 19 dniach.Choroba wystąpiła już 14 dnia po szczepieniu….”

On sam uważał się za kochającego psy.Zaiste, szczególna to była miłość.

Ale nie tylko psy obdarzał swym uczuciem. Los psów podzieliły króliki, w których męczarniach lubował się  prof. Delafond - dyr. instytutu weterynarii w Paryżu - stąd termin “królik doświadczalny” .

Ale czemu biedne króliczki?

A boLudwik doszedł do wniosku, że za długo czeka na wywołanie choroby przez wirus, a... króliki są szybsze od psa, więc wirus też pewnie będzie szybszy. Czyż to nie był geniusz?

W 1882 prątki gruźlicy odkrył niejaki Koch.K jak konkurencja. W obu krajach świętowano i honorowano najmniejsze choćby osiągnięcia,których tak bardzo potrzebowano,by zagrać sąsiadowi na nosie….

Już w 1867 Koch opisał pałeczki wąglika i opracował tzw. postulaty, wg których dziś dokonuje się specyfikacji…chociaż dziś jest już jasne, ino część tych infekcji można w ogóle brać pod uwagę.

Koch musiał wtedy zresztą wysunąć swój geniusz wobec ówczesnej teorii pleomorficznej profesora Antoine’a Bechampa, wg której m.in.mikroorganizmy mogą przybierać różne formy istnienia w cyklu życia, że one nam-tak długo, jak organizm jest w równowadze-pomagają. Czy aby na pewno Bechamp nie miał racji, możemy się przekonać w przypadku pierwszym patrząc choćby na pszczołę, w drugim poobserwować człowieka po intensywnej “terapii” antybiotykowej, a więc z wyniszczonym środowiskiem bakteryjnym. 

Ale “nauka” teorię Bechampa odrzuciła, bo Pasteurowska pasowała do nowego modelu władzuni i stwarzała niesamowite możliwości kontroli, a także różniła się od od poprzedniej wystarczająco,by uznać ją za francuski news na miarę lądowania na Księżycu. Zwyciężyła więc monomorficzna wyobraźnia Pasteura.

Poczytajcie “Les Microzymes” A.Bechamp’a,1881,można wyszperać, jeżeli się chce - choćby tłumaczone wyjątki.

Również teorie Kocha - następnego “geniusza” - na których zbudowano tak potężny przemysł, pozostaną teoriami. Ale polityka…..Pasteur rzuca się na wąglika. P Wąglika lubią temperaturę 37 stopni. Zwierzę z inną temperaturą jest więc naturalnie przed nimi chronione.

Co robi pomysłowy Ludwik? Ochładza gołębia do 37 a ogrzewa żaby i….buch pałeczkami wąglika w biedaki.

Zachorowały.

Pomijając, że gołębie źle znoszą wahania temperatury - ich stała temperatura jest w granicach 40 do 42,5 stopni Celsjusza a więc oziębić je do 37…

Jakby nas tak….do 43 ogrzać….a lepiej do45 …..albo oziębić do 34……35….No co by się działo, mądrale,co?

Pasteur szczepił owce, ale francuscy rolnicy przestali je mu dawać, bo marły, więc zorientowali się,że lepiej schować.

Nie mając już pomysłów, zorganizował 31.05.1881 show z 48 owcami,z których zaszczepił połowę. Po 14 dniach ponowił show. Owce po dwóch tygodniach zachorowały. Na drugi dzień tylko dwie z niezaszczepionych żyły.Można było świętować zwycięstwo.Zaszczepiono 80,000 owiec. Wielu pytało,co jest naprawdę w szczepionkach,ale tego nie wiedział nikt prócz Pasteura, nawet jego asystenci.

Sukcesu pozazdrościła Rosja-Ilja Miecznikow-kierownik instytutu bakteryjnego w Odessie pojechał w 1887 do Paryża i przywiózł szczepionki do kraju, po czym zaszczepiono 4412 owiec. Po pierwszej dawce 3549 owiec zmarło a Ilja musiał szybciutko “uchadzit”,bo chłopy chcieli mu zrobić to, co on zrobił ich owcom.

Jak to bywa,”nie ma tego złego”, bo z historii szczepionek postanowiła skorzystać Anglia-znalazła zastosowanie tam,gdzie było ich miejsce od początku- w przemyśle śmierci, czyli zbrojeniowym.

Czyli podobnie jak ludzie wyobrażają sobie wojnę nuklearną jako grzybki, a nie budowę kolejnych booby-traps w postaci elektrowni atomowych, tak samo nie rozumieją, że broń biologiczna to właśnie szczepionki, a wojna biologiczna to "kalendarz szczepień ochronnych".

W 1941 Anglicy robią plany bomb wąglikowych (wobec Niemiec) i testują je (23 próby ) na wyspie Gruinord,najpierw na 60 owcach.Produkcja może się zacząć.Wkrótce Anglia zwraca się do USA o pomoc w swoim zbożnym dziele i ją otrzymuje-produkcja bomb wąglikowych przenosi się do US.Nie zostały zrzucone na Niemcy ze względu na kapitulację tych ostatnich,ale…..wyobraźnia naukowców i polityków nie zna przecież granic.

Dopiero w osiemdziesiątych latach oczyszczono z wąglika Gruinord-jeżeli można tak powiedzieć,bo bazille nie tworzą sporów dopiero 2 metry pod ziemią……

Spytacie może, co z tym wszytkim robić?

Myśleć.

Od 1950 do 1982 zmarło w Niemczech 39 osób z PODEJRZENIEM wścieklizny. Dużo? Gdyby nie to…z podejrzeniem.Wścieklizna - jeżeli możemy mówić tu o chorobie, a nie zespole symptomów towarzyszących innym schorzeniom - występuje bardzo rzadko.

Co z ugryzieniem? Nie wiem jak Wy, ale traperzy w Stanach polewają ranę octem winnym lub cytryną, szwajcarscy pasterze to samo plus woda z szarym mydłem i gruntowne oczyszczenie rany też jak najbardziej. Natychmiast.

Nie,nie patrzcie bykiem na lekarza od byków,który goni zwierzę ze strzykawką. Nie zezujcie na lekarza “od ludzi” (a gdzie różnica?:-) celującego w Wasze cokolwiek.

Oni tak zostali nauczeni i są (przynajmniej spora część) święcie przekonani,że robią właściwie.Programy studiów są tak skonstruowane,aby nikt nie miał wątpliwości co do konieczności podporządkowania się systemowi.Nikt,kto został już w szkole przygotowany na NIEMYśLENIE.

O tym też już parę razy pisałem, ze lekarze nie potrafią myśleć logicznie. Stąd tyle tzw. pomyłek medycznych... Dlatego tak są drażliwi na punkcie swojego autorytetu - nic poza tym nie mają - nie potrafią nawet w większości dyskutować logicznie na tematy w których są fachowcami! A jeśli już potrafią, to zwykle im bliżej do moich poglądów niż do poglądów "nowoczesnej medycyny"

 

Szczepienia, czyli skąd ten pomysł, bo dlaczego, to wiedzą wszyscy. cz.1.

Wydawałoby się,o szczepieniach napisano u nas już wszystko,świadomość wzrosła a nawet członek rządu, polityk (co nie jest normalne) - pani minister Kopacz wzbudziła powszechny szacunek,uznanie i dozgonną wdzięczność ludu nie dopuszczając do masowych kłuć niesprawdzonymi i w ogóle dziwnymi :-( substancjami,o które jako żywo organizm sam się nie upomina.

A jednak nie wszystko a jeżeli nawet,nie zaszkodzi dołączyć do akcji informacyjnej, gdyż nie zanosi się na faktyczne i długofalowe zmiany w rzeczonym temacie. BIG pharma jest rzeczywiście very big i łatwo nie odpuści.

Swoją drogą kojarzy mi się to z intensywną reklamą  “osiągnięć” inżynierii genetycznej (tak,nią też będziemy się zajmować) i chęcią stworzenia podobno “doskonałej maszyny” - robota-niewolnika, nazwijmy to po imieniu….a tak w ogóle,to jak, nie mając specjalnych wyników w leczeniu czegokolwiek i raczej partacząc niż naprawiając chce medycyna szkolna cokolwiek ulepszyć?

Jeżeli jednak mówimy o medycynie i szczepieniach, to nie zapomnijmy o sprawiedliwości:

Szczepienia NIE zostały wynalezione przez lekarza, ale medycznego laika i jemu podobnych a uznane przez Napoleona NIE z medycznego powodu i troski o zdrowe życie poddanych a z powodu militarnego-potrzebował po prostu armatniego mięsa i tyle. On pierwszy PRZYMUSOWO kazał szczepić cały naród a wojsko przede wszystkim. Odtąd propaganda uprawia wiarę,że największe zarazy zostały zażegnane szczepionkami, podczas gdy zniknięcie niektórych chorób zawdzięczamy po pierwsze wzrostowi higieny, poprawie warunków życia, a po drugie wiele z zaraz zniknęło PRZED wprowadzeniem szczepionek, po trzecie zaś nie zawsze,jak się okazuje były to “zarazy” i nie zawsze miały do czynienia z czynnikiem zewnętrznym, więc - jak twierdzą miłośnicy igły - zarazkiem, wirusem itp.(odnośnie wirusów doskonale wypowiedział się współcześnie pan S. Lanka-dostępny w zasadzie wszędzie).

Lekarze… od samego początku ich ogromna większość była PRZECIWKO szczepieniom. Nie mieli ochoty na kolejną dziwną metodę - wieloletnie praktyki puszczania krwi nie przyniosły im zaszczytów, aczkolwiek ciągle poddawano się zabiegom, gdyż robiły to…uznane, medyczne autorytety. Czyż nie przypomina to sytuacji dziś?

W 1881 L.Pasteur-chemik-postawił diagnozę przywiązanemu do stołu doświadczalnemu psu: chory na wściekliznę. JAK doszedł do diagnozy nie będąc lekarzem ani znachorem czy kimkolwiek,kto by miał regularne kontakty z chorymi -nie wiemy. Duch eksperymentatora podsunął mu wizję i pobrał od owego psa ślinę-tę wstrzyknął innemu.

NIC się nie działo.

Jak to? NIC? Ano nic. ”Ale ja robię doświadczenia, musi się coś dziać!”. Wziął więc mózg zmarłego na wściekliznę (podobno) psa i poczynił z niego ekstrakt a następnie wstrzyknął - uprzednio trepanując czaszki!-psom i krowie.

U wszystkich tych zwierzęt objawiły się symptomy cerebralne - związane z  mózgiem mówiąc w skrócie-rozchorowały się i zmarły. TO stanowiło dla Ludwiczka dowód,że wścieklizna (?) jest zaraźliwa.

 Poczynił wyciąg ze szpiku bezdomnego,wściekłego (może tym razem naprawdę wściekłego) psa i nazwał to “ulicznym wirusem”.Wyciąg z owego wstrzyknął następnie królikom - nie chciały chorować szybko,trwało to od dwóch do trzech tygodni.Zaszczepił więc - tym razem wyciągiem ze szpiku tych królików-następne i tak doszedł do dwudziestu czterech zwierzątek.W ostatniej grupie wywołanie choroby trwało siedem dni.Ludwik doszedł do wniosku,że “osłabił” wirusa i nazwał go “virus fixe”.

Nie, nie miał dość.Wpuścił do klatki jednego wściekłego psa i cztery zdrowe żeby sprawdzić, czy się zarażą.Przede wszystkim się pogryzły i to strasznie. Dwa zmarły,ciężko poturbowane. Dwa zaszczepione pewien czas przeżyły. To ciekawe doświadczenie powtarzał wiele razy - cóż, zboczeńców sadystów nigdy nie brakuje.

W 1885 Pasteur dorwał dziewięciolatka pogryzionego przez psa - znowu postawił diagnozę i psu i dziecku oraz nie omieszkał zaszczepić, a robił to przez 3 tygodnie.Chłopak przeżył.

Dobrze,więc o co chodzi? Przeżył, więc Pasteur miał rację. Też byłabym skłonna to przyznać, gdyby nie fakt, że od 1995 wiemy, że Pasteur namiętnie fałszował swoje dane. (“The Private Science of Louis Pasteur” - Princetown University Press 1995), co nie jest aż tak rzadką rzeczą w świecie nauki, jak się wydaje.

Napoleon zaszczepił najpierw 22 sieroty - przeżyły i stanowiły materiał do sporządzania kolejnych szczepionek. Powstały  zakłady, w których HODOWANO sieroty na materiał do szczepionek. Wysyłał je też do Meksyku, na Filipiny….

Ile z dzieci wróciło, ile przeżyło - o tym kroniki milczą.

Kiedy w Niemczech przekazano szczepieniem syfilis, ostrzegano przed tą formą “profilaktyki”,ale niewiele to dało.

Ks.Sebastian Kneipp, który stworzył dom dla sierot, ale żeby je leczyć i wyciągać z biedy - protestował przeciw szczepieniom mówiąc, że poddane im dzieci są praktycznie niewyleczalne. Na próżno. Machina była w pełnym biegu.

Samuel Hahnemann z kolei twierdził,że lekarstwo musi delikatnie i bez działań niepożądanych doprowadzać do harmonii organizmu. Niestety, też nie powstrzymał obłędu.

Mówiłam, że lekarze na początku nie chceli szczepić i trwało, aby ich do tego przekonać? Racja.Kto więc to robił?

OKULIZATORZY.

A że to termin z ogrodnictwa? Brawo. Pierwotnie szczepienie pochodzi od łac. inputare - wryć, wyryć, wciąć się… czyli od okulizowania drzew, czyli ich szczepienia,tzn.-dla nie-ogrodników:można “uszlachetnić” drzewo odmiany mniej “szlachetnej” (dla mnie wszystkie drzewa są szlachetne) zaszczepiając mu tam, gdzie młody pęd-gałązkę odmiany szlachetnej. Obcięte miejsce, gdzie potem nowy pęd wrośnie, to oculus-oczko. Ciągle jednak chodzi o odmianę szlachetną i o drzewo….:-)

A vaccination? Od włoskiego vacca-krowa,bo od ropy z pęcherzy krów pobierano materiał na szczepionkę “krowiej ospy” - made in E.Jener, robiący eksperymenty na roślinach i zwierzętach - następnie szczepiący ludzi. Nikt nie zwrócił mu uwagi, że tylko nikła część - jeżeli w ogóle - z takich eksperymentów może dotyczyć właściwości zastosowania wyniku u człowieka.

I tak wyglądały pierwsze kroki jednej z najprężniejszych aktualnie gałęzi biznesu-szczepień.

Niepokoi, że były wprowadzone przez dyktatora i są przez dyktatorów kontynuowane - w nazizmie nawet nie można było pisnąć o sprzeciwie wobec szczepień. Narzucanie czegokolwiek zawsze było i jest domeną tyranów. Tam, gdzie ustrój pozwala na odrobinę wolności - ludzie walczą o swój los.

W Polsce naprawdę ani nie brakuje mądrych ludzi ani nie  jest najgorzej.

Wszędzie, gdzie forsowana jest przemoc, nikt nie troszczy się o podniesienie poziomu życia ludzi,za to za każdym razem wyciera sobie usta “dobrem narodu”. Po co się troszczyć, fundować, jak można zarabiać bez końca…..Ot i całe równanie.

P.S. Wirus wścieklizny nie może istnieć w ślinie psa-jego obecność w niej tak naprawdę nigdy nie została udowodniona.

AIDS

Nie zauważam przyczynowego związki między HIV a jakąkolwiek zarazą(…).Widziałem zastanawiające dowody, że dalece  niesłuszne statystyki dotyczące AIDS i HIV minęły się z nauką i że top członków naukowego establishmentu beztrosko, jeżeli nie nieodpowiedzialnie przyłączył się do mediów siejąc dezinformacje o naturze AIDS” ,Prof.dr Serge Lang, Yale University

Spowodowana teorią HIV dogma AIDS reprezentuje najwyższe i może najbardziej moralnie destrukcyjne nadużycie, jakiego dopuszczono się na młodych mężczyznach i kobietach świata zachodniego…..Dr Charles Thomas, biolog molekularny, były prof.Harvard Un.,w Sunday Times London,3 kwietnia 1994   

Kiedy “dawno temu”;-) pisałam tu o AIDS jako “narzędziu badawczym” Big Pharmy, nie sądziłam , że wkrótce będę miała przyjemność poinformowania o kolejnych jak najbardziej poważnych dyskusjach podważających AIDSową panikę….O Jezu! Przecież właśnie rozwrzeszano się o “tuż tuż-  szczepionkach na to! No jakże tak….

Tu się ludziska wysilili, poszło tyle kasy a “Jeitsa” niet?A przynajmniej “NIE spowodowany HIV, NIE tak wyglądający, NIE zakaźny, NIE śmiertelny i w ogóle nijak choroba nie pasuje do terminu i obrazu, którym ją obdarzono?” Choroba? Zespół chorób? Niektórym wydaje się to nie przeszkadzać:będą szukać tak długo, aż znajdą:-):pomysłów na nową histerię jakby brak a to wydaje się źródełkiem idealnym……genialnym prawie.Prawie.

Teraz słyszę znów o “nowych , cudownych, bezbolesnych scypionkach na grypę”, czyli plasterkach z “niekłującymi igiełkami” :-) )), równie cudownie działających, co takoż cudownie nieszkodliwych i bezproblemowych dla środowiska, bo…”bo rozpuszczają się w wodzie”!

CUD!W wodzie się rozpuszczają, więc ….znikają…..Dowodów niet.Namacalnych:-) Za to….chwileczkę… w wodzie?!

A ta woda to skąd i dokąd popłynie?Też się rozpuści, czy może zostanie użyta jako cudowny nawóz?Wsiąknie w ziemię?A kto do jasnej ….  zapłaci za jej oczyszczenie??? I JAK Tę WODę OCZYSCZą?!Też mają już na to technologie?Nie do wiary…..Gdzie ona?Nie potrafią oczyścić wody z xenobiotyków ,z milionów litrów toksyn łykanych przez ludzi na całym świecie i wydalanych do kanalizacji a proponują “cudownie rozpuszczalne” scypionki? 

Już się zastanawiam, jak nazwą nową grypę, no bo tyle tych nowych scypionek produkują, że coś musi być na rzeczy.Muszą się mocno starać:Ludzie zmądrzeli.Nie lubią się kłuć…….No ,ale “plasterek na grypę “brzmi przecież tak łagodnie, dobroczynnie nawet…..PLASTEREK……toż to nawet dziecinkom krzywdy nie zrobi.Ot, przylepić i już , jest się zdrowym…..Plasterku na zbrodnicze myśli jeszcze nie wynaleźli ?I nie wynajdą.

Właśnie zakończył się międzynarodowy, potężny XVIII kongres na temat AIDS w Wiedniu.Byli……”wszyscy”:-):
naukowcy, dziennikarze, przemysłowcy , lekarze, politycy ….nawet księża:-):-):-)

Każdy kolejny dzień  był ciekawszy od następnego,ale najciekawiej chyba było w środku:-), włączając rozmowy zakulisowe:-) i zagęszczająca się z każdą chwilą atmosfera, zagęszczająca się pytaniem krążącym między uczestnikami, czy naprawdę  AIDS powoduje wirus.Niewidzialny, nieznany, oznaczony “z góry”, ale ponoć wirus:-)?

Oficjalnie rzecz jasna było to spotkanie mające na celu walkę ze “śmiertelną chorobą”.Hasło kongresu -”Silniejsi razem ” spowodowało mój lekki niepokój:”Razem” , to znaczy…..Tylko uczestnicy kongresu?Bo przecież nie lekarze, badacze , dziennikarze, poszkodowani , u których “wykazano” AIDS, biorący udział w….kongresie odbywającym się w dni poprzedzające XVIII kongres o AIDS, tyle ,że …..alternatywnym.Też w Wiedniu:-)

 Kongresie , na którym mówiono o wielkim szwindlu wobec ludzkości , o kłamstwie AIDS. Kongresie, na którym , w przeciwieństwie do pierwszego , nie zauważyłam przedstawicieli przemysłu farmaceutycznego:-))…..poza byłymi jego pracownikami:-))

W kolejnych odcinkach na temat AIDS, ponieważ na tym się jak sądzę nie skończy, postaram się umieszczać co nieco z obu,  arcyciekawych:-) kongresów, jednak nie będzie to często, gdyż inne tematy wcale mniej ważne nie są.Na razie, aby zaspokoić Państwa ciekawość, nad czym to obraduje się “we Wiedniu”:-) a o czym u nas pssssst;-) , trochę wieści.

Pamiętają Państwo….,

- że 23.04. 1984 pan Gallo ogłosił na konferencji prasowej, iż odkryty przez Pana Montagnera i spółkę (oczywiście Instytut Pasteura, France) wirus LAV jest retrowirusem odpowiedzialnym za AIDS.Nazwał go HTLV III a potem -HIV?

Nie jest bez znaczenia, że informacja poszła PRZED upublicznieniem pracy na temat (potem w Science, 04.05.1984)….

Dlaczego?No naprawdę przykro mi…..To jest sprzeczne z tymi samymi naukowymi ZASADAMI, na które powołują się zwolennicy teorii ,że wirus HIV wywołuje AIDS.

- że wedle naukowych standardów NIGDY nie udowodniono istnienia wirusa  HIV (nic się od mojego ostatniego wpisu na ten temat nie zmieniło:-)? 

-że testy HIV nie mogą być miarodajne, co zresztą pisze na opakowaniach?że udowodniają one istnienie molekuł, które występują w komórkach z wielu względów- nie mogą być wyznacznikiem AIDS?

A…pamiętają Państwo też, że testy różnych organizacji i regionów są…..różne?To oznacza, że wedle jednych można mieć AIDS, a ta sama osoba wedle testu innego może AIDS nie mieć.

Skupić należałoby się też na tzw. efekcie nocebo , który znaczy, że strach spowodowany pozytywnym wynikiem testu może być samospelniającą się przepowiednią i delikwent może zachorować -i owszem , na cokolwiek podobnego.Dla niego z pewnością nie będzie to zabawne.To efekt, o którym mówimy, że diagnoza wyzwala objawy.

Czy w tym przypadku możemy mówić o etyce???

Wiadomo, że jeżeli serum nie jest dostatecznie rozcieńczone, we wszystkich próbkach można uzyskać wynik pozytywny.

O co tutaj chodzi?

Podwyższoną koncentracja przeciwciał lub molekuł ,jak np.reversywnej (odwrotnej) transkryptazy- standardowych enzymów komórek można udowodnić po…. szczepieniu ,ale i oksydacyjnym stresie (niedożywienie, narkotyki, trucizny, malaria i in.).Stres prowadzi do aktywacji i odczytywania genów (uciszone, stare retrowirusy z ewolucji człowieka ,które mogą działać ino jako geny (sprawdźcie Państwo pojęcie ekspresji genowej- warto ) i tym samym do produkcji molekuł wytworzonych przez organizm -molekuł, które normalnie w tej podwyższonej koncentracji nie występują.

Tak powstaje pozytywny wynik testu na HIV.

I teraz :tzw.genom HIV – czyli to ,co usiłuje się uznać za retrowirus HIV , jest NORMALNą częścią naszego systemu i jest odczytywany w różnym składzie , według bodźców otoczenia, aby produkować receptory, przeciwciała i in. ,które jako cząsteczki komunikacji międzykomórkowej wypełniają różne zadania.Swoiste dla komórek grupowania  i reakcje, jak metylacja, acetylacja, i interferencja RNA biorą udział naturalnie w odczytywaniu i uciszaniu (usypianiu ) genów.

Genom wciąż się przebudowuje.(transpozony, tzw. “skaczące geny”-proszę zerknąć na ich funkcje:-).

Pominę już naiwną prostotę zwolenników wywoływania AIDS przez “retrowirus HI” i straszenie ludzi, że “HIV zabija komórki”,ponieważ powinni oni wiedzieć, że nawet, gdyby był jakiś retrowirus, to te ,wedle nauki:-)) replikują się wyłącznie w żywych komórkach, jak więc mogą te komórki zabijać?Przecie by się wtedy nie replikowały:-)))))))))))))i dochodziłoby do samoistnego wykończenia się wirusa, więc i do wyleczenia ,więc uderzałoby to automatycznie w całą misterną konstrukcję istoty AIDS.

Południowi Afrykańczycy testują (biorąc pod uwagę etniczność) częściej HIV-pozytywność, co wskazywałoby jednak nie na wirus, a raczej aktywny system immunologiczny, jako odpowiedź na bodźce ze środowiska (alergia na białko, stres oksydacyjny).

Kobiety w ciąży produkują wiele molekuł potrzebnych do właściwego przebiegu ciąży  i ochrony maleństw poprzez karmienie piersią- te same materiały mogą się niestety przyczynić do pozytywnego stestowania HIV.

Jaką rolę mogą odgrywać w tym wszystkim badania epigenetyki?

Co z dziedziczeniem właściwości nabytych , co przy dyspozycji do dziedziczenia określonych skłonności do zaburzeń, 
ale i czynników pozytywnych, gra przecież sporą rolę?Co z materiałami  znajdującymi się w komórkach jajowych i nasiennych nie pochodzącymi z jądra  komórki?

Na to jeszcze nie znaleziono odpowiedzi.Ale “prawie znaleziono szczepionkę”.

Aktywni homoseksualiści z powodu braku ochrony śluzówki w obszarze analnym automatycznie narażeni są na czynniki powodujące choroby płciowe:czy nie ma to wpływu na pozytywny wynik testu?Dlaczego pomija się fakt ,że ludzie często zmieniający partnerów seksualnych (jeżeli oczywiście są biorcami nasienia) narażają się w sensie fizycznym PRZEDE WSZYSTKIM na ogromny, immunologiczny ciężar rozłożenia obcego białka, przez co bardzo często występują u nich różnego rodzaju alergie?(Pomijam w tym wątku sens psychiczny )

Co do “seksualnego przenoszenia HIV”:nigdy tego nie udowodniono.Przed czym mogą zabezpieczać prezerwatywy?

A przed chlamydiami, syfilisem (w tym wypadku nie jest to takie proste i nie można powiedzieć, że guma ochroni przed syfilisem stuprocentowo) i alergiami na białko.Zapomniałabym o ciąży:-)))….też kiepsko, jeżeli pęknie:-)

Cóż więc? Myślę, że wnioski wyciągnęli Państwo sami.

Idźmy dalej w teorie medycyny na temat HIV, wróćmy jeszcze do hipotezy , że wirus HI niszczy limfocyty T.Ciekawe, bo tego też do tej pory nie udowodniono.

Komórki  T  wędrują przy zapaleniach w limfatyczne węzły i dlatego nie można ich ustalić we krwi:przemieszczają się tam, gdzie są potrzebne, ponieważ taka ich rola.

Może zaciekawi też Państwa, że silnie toksyczna Azidothymidyna znana jako AZT (znana przede wszystkim medykom i ludziom , u których zdiagnozowano istnienie HIV) wywołuje te same symptomy, którymi oznacza się AIDS……(niestety, nie jest serwowaną w dawkach homeopatycznych:-))więc pacjent może zejść na zanik funkcji wątroby.Czy gdyby tak nie było ,czy AZT byłaby zabroniona (po głośnej dyskusji) w nowotworach , gdzie miała niszczyć komórki rakowe?Gdyby pacjenci z rakiem mieli dostać jeszcze AZT….w szybkim czasie nie można byłoby im sprzedać już niczego więcej…..?Ojej……

Co z dawcami krwi?Abstrahując od ogromnego biznesu w tym temacie , nieświadomości, czym grozi transfuzja i pytań, czy wszystkie operacje są naprawdę niezbędne i dlaczego  przetacza się tyle krwi zamiast uznać inne terapie,  jasnym jest, że dawcy krwi muszą być badani bardzo ,ale to bardzo szczegółowo-nie jednak ze względu na domniemany HIV,
ale dlatego, że obce białko jest zwalczane przez system immunologiczy niezwykle intensywnie i nie zawsze skutecznie: leukocyty niosą na swej powierzchni molekuły markerowe ,specyficzne dla danego organizmu i mogą wywoływać alergie- te zaś mogą spowodować wręcz zgon.

W powtarzających się dyskusjach o szczepionkach na AIDS zastanawia mnie wciąż  jedno i wciąż nie wytłumaczył tego żaden ze zwolenników wakcynobiznesu, nie wyjaśniono tego “nawet we Wiedniu”:-):szczepionka przeciw HIV -jakakolwiek szczepionka na HIV- byłaby immunizacją na własne geny, specyficzne dla organizmu.Ze względu na wysoką różnorodność komórek odpornościowych MHC/HLA…..poszczególnych ludzi i ich “walki” z mikrobowym środowiskiem  ,byłaby też taka szczepionka wręcz bez sensu, ponieważ to, co zwiemy HIV, będąc częścią systemu, posiada biologiczne zadania, których nie wolno wyłączać ot, tak sobie.

Ogłupianie ludzi “trupami AIDS” przynosi , owszem, zyski w postaci akceptacji najgorszych nawet skutków ubocznych, bo “co to jest zniszczona wątroba, kiedy “bez lekarstwa ” można umrzeć”?A że tę trzeba potem przeszczepić….jeżeli się zdąży….a że przeszczep wątroby też nie jest sprawą tak oczywistą w obrazie zdrowia, jak może się wydawać….to już inna bajka?

Statystyki WHO są oceniane wg własnych WHO wypowiedzi (estimated numbers), ale przedstawiane tubą światowych mediów świetnie napędzają histerię.Dlaczego ignorowane są AKTUALNE wypowiedzi…..profesora Luca Montagniera- tego samego, który ponoć odkrył wirus HIV?

Gdzieś w powietrzu pozostaje pytanie, dlaczego Uganda, ponoć kraj z epidemią AIDS, należy do najlepiej rozwijających się krajów świata a jej ludność podwoiła się:-), jak ta biedna Uganda przetrwała bez lekarstw na AIDS???

Pozostaje też spytać, dlaczego Europa straszona epidemią AIDS od 25 lat, ciągle jej nie ma.

Dlaczego Profesor Montagnier powiedział , że człowiek z dobrym systemem immunologicznym jest w stanie przetrwać infekcję HIV bez szkód i to w parę tygodni się z nią uporać?Czyżby “dojrzał do dojrzenia” własnych zakrętów ideowych?
:-) ))

Gdzie jest kasa płynąca na rozmaite organizacje “zwalczające” AIDS, pytać nie będę, bo to akurat wiem i myślę, że Państwo też wiedzą.

Czy największym niebezpieczeństwem nie jest HIV a sposób potraktowania  tematu przez  HIV polityków, przemysł i media?

Lektura:

“aids truth exposed :un-cut exclusive footage from house of numbers”, na you tube- nie podaję linka, gdyż wpisany w googla nie działa -działa za to bardzo dobrze po wpisaniu tego tytułu w tę samą przeglądarkę.

w w w .aerzteblatt.de- bardzo ciekawy materiał z kongresu AIDS z 2005 roku-

ale może Państwo dojdą do najwłaściwszych wniosków szybciej ode mnie udając się po prostu na niezwykle bogatą stronę o AIDS, pod tytułem:w w w.virusmyth.org , po której lekturze chyba już nie będą Państwo mieli ochoty czytać moich opinii na ww.temat, a na pewno nie będą się już Państwo nigdy więcej obawiać mitu AIDS.

Przyznam się do pewnej manipulacji. AIDS zamieściłem w tytule, żeby zachecić zainteresowanych do dobrnięcia do końca. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone przez tego kto doczytał aż dotąd. Przepraszam za takie obszerne cytaty, ale naprawdę nie potrafiłem niczego więcej obciąć :)

Szczepienia,czyli skąd ten pomysł…cz.2.Odpowiedzialność.

Do tego wpisu poczułam się zobowiązana słysząc ataki na rodziców którzy nie pozwalają szczepić dzieci.

Wśród zarzutów o niewiedzy i lekkomyślności powtarzał się motyw przewodni:nieodpowiedzialność.

Sledząc tok atakujących,rodzice mieli być nieodpowiedzialni,bo “nie wiedzą,nie znają się,nie są ekspertami” a ci,którzy szczepić każą-ekspertami są.

Abstrahując od niedorzeczności ostatniego twierdzenia (konia z rzędem temu lekarzowi,który potrafi dokładnie i zrozumiale opowiedzieć pacjentowi o  r e a l n y m  działaniu szczepionki (bo by mam nadzieję  nie robił takich propozycji) nie mówiąc o działaniach ubocznych oraz jej składzie czy losach specyfiku w organizmie.

Permanentne negowanie cudzego zdania należy dzisiaj do “kultury czasów”,ale szczególnie bezczelne wydaje się negowanie cudzego zdania o jego własnym samopoczuciu czy zdrowiu w celu odebrania mu możliwości decydowania o tymże a celuje w tym,niestety polityka i medycyna.

Skupmy się jednak na temacie-co oznacza ekspert?Słowo pochodzi od “próbować,wypróbowywać.”Jest to więc ktoś, kto próbował czegoś nie raz i wie (mniej więcej),jak to działa,na kim i czym skutkuje.

JAK lekarz może być ekspertem w dziedzinie zdrowia czyjegoś dziecka?!

TO RODZICE prowadzą wielostopniowe obserwacje maleństwa od początku,to oni obserwują biologiczną odpowiedź jego organizmu na wszelkie substancje,TO ONI są AUTENTYCZNYMI EKSPERTAMI,jeżeli chodzi o ICH dzieci.

Coraz intensywniej usiłuje się pozbawić rodziców władzy nad ich dzieckiem,odseparować je od najlepszych opiekunów,jakich może mieć.

Nie chodzi mi oczywiście o przypadki ekstremalne,kiedy rodzice nie nadają się do wychowywania nie mówiąc o poczęciu nowego człowieka.

Kiedy jednak mamy do czynienia z rodzicami,którzy wiedzą,co mówią i twierdzą,że ich dziecku szczepionka nie posłuży,to jakim prawem traktuje się ich jak kłamców,nieuków (bo moja racja jest najmojsza?),wreszcie chcących celowo dziecku zaszkodzić.Neguje się w ten sposób ich wiarygodność -zakłada nieuczciwość i doprowadza ich najkrótszą drogą do szukania innych wyjść -nie zawsze legalnych.Prawo jest im przyznawane tylko,kiedy o to walczą a i to nie zawsze.

Czy można mówić o prawdziwej odpowiedzialności,jeżeli najkompetentniejsi obserwatorzy-rodzice właśnie-nie są dopuszczeni do głosu lub lekceważeni?

To rodzice troszczą się o wszystko-o zdrowie,odzież,dom,harmonię rozwoju….

Gdzie jest wreszcie odpowiedzialność lekarzy za ich postępowanie?Gdyby naprawdę ją ponosili,niewielu by się na ten zawód zdecydowało,ale czy ktoś ze środowiska przyzna się do tego oficjalnie?

Tak,jest to profesja ciężka,niewdzięczna,skomplikowana na wielu poziomach.Ale ten,kto się na nią decyduje,powinien o tym wiedzieć i być za swą decyzję odpowiedzialnym.Jak obserwujemy życie-nie jest to najczęstszy przypadek.

Przede wszystkim-zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek pod pretekstem jego dobra NIGDY nie oznaczało szczerych intencji.Przejmowanie odpowiedzialności za czyjeś życie było ZAWSZE domeną totalitaryzmu.Napoleon nie pytał ludu,czy chą być szczepieni.Tak samo Hitler.Podobnie i my nie jesteśmy teraz pytani (w większości).Powtórzę-jeżeli chcecie,żeby było dobrze,zatroszczcie się najpierw o miejsca pracy,o rozwój ludzi,o właściwą edukację,o zdrowe pożywienie,o takie prawo,aby każdy mógł mieszkać w godnych warunkach …wtedy nie będą już wam potrzebne żadne szczepienia,spadnie ilość pacjentów w gabinetach,spadnie też….o rany,spadnie zapotrzebowanie na farmaceutyki i w ogóle służbę zdrowia!No nie,co to,to za dużo…lepiej więc powiedzmy,że przejmujemy tę odpowiedzialność ( w takim razie odpowiedzcie za tyle ludzkich nieszczęść,fuszerek,kalectw-szczególnie nie ujętych w statystykach) i sprawa załatwiona.

Na szczęście,nie dla wszystkich.

Zanjomi pokazali mi nagranie programu z panią rozpaczającą,że jej dziecko nie zostało zaszczepione i zachorowało na chorobę niekoniecznie związaną w ogóle z danym szczepieniem.Pani była bardzo przekonana (intensywnie popierana przez założone świeżo stowarzyszenie proszczepionkowe),że to brak szczepionki spowodował chorobę jej dziecka.

Nie zostało powiedziane,jak wyglądało życie tej pani PRZED porodem,czy i jakie leki antykoncepcyjne brała,jak się odżywiała,jakie leki stosowała,w jakich warunkach rodziła,kto i jak przyjmował poród……Nie zostało powiedziane nic oprócz tego,że dziecko zachorowało,bo nie dostało szczepionki.Z oczywistych powodów nie zostali zaproszeni rodzice dzieci,które właśnie po szczepionkach zachorowały.

Nie mam żalu do tej kobiety,z pewnością czuła się winna,że czegoś nie dopilnowała,że być może czegoś nie zauważyła, że nie zrobiła wszystkiego,co mogła….Kiedy dzieje się nieszczęście,szuka się winnych.Wydaje mi się,że ktoś to bardzo sprytnie wykorzystał.Uwolnił z poczucia winy jedną osobę przepisując je na inne.Pół biedy,gdyby na prawdziwych winowajców( choć być może matka miała tu rolę wiodącą)-ale nie-winę przesunięto na ludzi mówiących prawdę o szczepieniach.Jakie to wygodne….

Przyglądając się kolejnemu nowemu stowarzyszeniu walczącemu o “jedyną słuszną sprawę”,przyjrzyjmy się intensywnie i pamiętajmy,że wiele z tzw.instytucji dobroczynnych dobro czyni wyłącznie samym sobie,że często mamy do czynienia z przedłużoną ręką przemysłu.

Co przy tak szalonych finansach na to przeznaczonych-wcale nie jest dziwne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura